ADAM, UCZESTNIK PROGRAMU ERASMUS+

Porto, Portugalia, cały rok akademicki 2018/2019

Wyjeżdżając we Wrześniu na Erasmusa zadawałem sobie dużo pytań, Czy podołam? Czy mój angielski będzie wystarczający? Czy nie trafię na żadnych oszustów związanych mieszkaniem? (A słyszałem opowieści, kiedy ludzie tracili zazwyczaj dwie „raty” pierwszą, oraz kolejną, która często była pobierana w formie „kaucji”. )
Na szczęście strach ma wielkie oczy! Okazało się, że moja uczelnia (ISCAP, IPP, Porto) była bardzo przyjaźnie nastawiona dla Erasmusów, co nie znaczy, że dostawaliśmy zaliczenia za darmo.
Mój angielski w trakcie mobilności zdecydowanie się poprawił. Na szczęście moja landlady (gospodyni), okazała się bardzo miłą osobą, która (sama z siebie) wyjechała po mnie na lotnisko w środku nocy. Co do samego dnia wylotu…. Wylatywałem z Lotniska im. F. Chopina w Warszawie, bezpośrednio do Porto. Na lotnisku, zaraz po tym jak zostałem pożegnany przez najbliższych i chciałem nadać bagaż… ogłoszono ALARM BOMBOWY (niezły początek, co?)
Z relacji rodziny, kiedy odjeżdżali mówili, ze wszędzie było pełno Policji, z psami i chyba rzeczywiście czegoś szukali. Alarm na szczęście okazał się FAŁSZYWY, ale… to jeszcze nie koniec mojego „pierwszego dnia”. Jak się okazało, kiedy już wszyscy siedzieli w samolocie, samolot z niewyjaśnionych przyczyn nie startował (dodatkowe 2h opóźnienia) z powodu „zbyt dużego ruchu lotniczego nad lotniskiem w Porto, nie mamy zgody na start”. Podano nam taki komunikat. Jak się później dowiedziałem od mojej landlady (gospodyni) przyczyną opóźnienia naszego samolotu, oraz dziewięciu innych było to, że ktoś latał dronem nad lotniskiem w Porto i musieli zamknąć ruch samolotowy. MASAKRA, takie emocje już pierwszego dnia. Brzmi strasznie, ale kilka dni przed swoim wylotem spotkałem się z koleżanką, która powiedziała mi „Pamiętaj, im więcej problemów na początku, tym lepsza wyprawa”.
Kiedy przypomniałem sobie te słowa, zacząłem się śmiać na głos, siedząc już w samolocie. Uczucie stresu odeszło natychmiast. Jak się okazało, to zdanie okazało się prawdą i dotyczyło całego mojego wyjazdu. Był bardzo udany.
Na samym początku, będąc już w Portugalii nie zdawałem sobie sprawy z tego, że zostanę tutaj na kolejny semestr, tego, że będę w między czasie na 5 tygodni w Azji, czy tego, że na wakacje przeprowadzę się do Lizbony. Tym samym spędzając w Portugalii ROK, z wyłączeniem 3 tygodni, które to spędziłem w Polsce między swoimi podróżami. Decyzję o wylocie do Azji podjąłem po około 2-óch miesiącach w Porto stwierdzając „Hej, tutaj dużo rzeczy jest podobnych. Co może się nie udać?”
Dla mnie granice państw były i są pojęciem abstrakcyjnym, czymś co należy pokonać, a nie się stresować tym, że coś może się nie udać. Erasmus otworzył oczy na możliwości jakie daje współczesny świat, na to, że podróże są dosłownie na wyciągnięcie ręki. Początkowo chciałem na drugi semestr jechać do innego kraju na Erasmusa, myślałem nad Hiszpanią, lub Chorwacją, okazało się jednak, że termin składania wniosków na wyjazd do innej uczelni już minął i teraz mogę jedynie przedłużyć pobyt tutaj (w Porto), powiedziałem więc „Czemu nie?” „Co może pójść nie tak?”
Wszystkie formalności, których (niestety) było mnóstwo wypełniałem w biegu i na ostatnią chwilę, będąc w Azji dowiedziałem się o pozytywnej decyzji dot. Przedłużenia pobytu, bardzo ucieszyłem się na tą wiadomość! Kiedy wracałem na drugi semestr, tzn. Kiedy byłem w drodze z lotniska do centrum, czułem się jakbym wracał do domu, nie w jakieś obce miejsce.
To uczucie naprawdę było bardzo pozytywne i trudne do opisania. Jeśli miałbym powiedzieć, który semestr był lepszy, to trudno powiedzieć. Na obu semestrach równie dobrze spędziłem czas, poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi z całej Europy a także trochę z różnych krajów Ameryki Południowej.
Semestr pierwszy był o tyle „fajniejszy”, że wszystko było dla mnie nowe, nowa uczelnia, nowe miasto, nowe miejsca jak kluby czy puby. Na drugim semestrze znałem już miasto dosyć dobrze, miałem pojęcie jak to wszystko funkcjonuje a także niektórzy (zdecydowana mniejszość) ludzi z I semestru została tak jak Ja na drugi.
Chociaż zawieranie nowych znajomości nie było dla mnie żadnym wyzwaniem (Pamiętam jak dziś, kiedy to tej samej nocy na II semestrze, której przyjechałem ~23:00 do mieszkania, była Sobota. Stwierdziłem, że kurczę jest Sobota tak bardzo tęskniłem za Porto, że muszę iść poznać jakiś ludzi. Napisałem na uczelnianym WhatsApp’ie, czy ktoś jest na mieście, za chwile ktoś odpisał i poszedłem na miasto.) to fajnie było mieć kogoś kogo się już trochę znało Po dwóch semestrach w Porto …
Portugalia tak mi się spodobała, że postanowiłem zostać tam jeszcze na wakacje, tym razem zmieniłem miasto i przeprowadziłem się do Lizbony, znalazłem jakiś staż i w wolnych chwilach zwiedzałem piękną Lizbonę! Podczas pobytu w Portugalii miałem okazję odkryć jej piękno!
To naprawdę piękny, mały (3x mniejszy niż Polska) kraj, z ludźmi, którzy są mega pozytywnie nastawieni do życia!
Czego nauczył mnie Erasmus?
- Granice Państw są po to by je pokonywać.
- Komunikatywności oraz otwartości do ludzi
-Korzystajmy z możliwości jakie daje nam współczesny świat!
-Dowiedziałem się kilku ciekawostek o innych krajach. (Np. tego, że we Włoszech dopuszczalna norma alkoholu we krwi u kierowcy to 0,5 promila, kiedy u nas to 0.2 promila, tego, że Hiszpanie dzielą spory wewnętrzne, co może znaleźć potwierdzenie w tym co się właśnie dzieje, tego, że pokój w Paryżu, poza centrum to wydatek około 500 euro, tego, że piosenka „Bella Ciao”, która jest „klubowym hitem” to piosenka narodowa, której nie wypada w ten sposób „traktować.)
- Spojrzenia na jeden problem z różnych perspektyw (innych krajów).
Na koniec pozwolę sobie zacytować jedną z youtuberek, której materiał oglądałem przez wyjazdem na Erasmusa. „Erasmus? Nie warto … się nawet zastanawiać” POLECAM W 100% ADAM K."
Jeszcze bym dodał, że swoje urodziny spędziłem nad Ocenem i spróbowałem surfingu, czego nie mógłbym zrobić w Polsce …

PAULINA, UCZESTNICZKA PROGRAMU ERASMUS+